czwartek, 11 sierpnia 2011

Transformers: Dark of The Moon

Tekst zawiera w cholerę spoilerów. Czytasz na własną odpowiedzialność
Słowem wstępu
Chcę napisać tylko że nie brałam się wcześniej za pisanie o tym filmie bo po prostu miałam lenia i mi się nie chciało. Pragnę też dodać, że ani jedno słowo napisane poniżej nie ma nic wspólnego z obiektywną krytyką. Są to tylko moje subiektywne odczucia na temat uniwersum Transformers Michaela Baya i wszystkiego co działo się wokół. Have fun. 


Pamiętacie Avatara? Takie urocze widowisko w 3D. Jakby ktoś nie pamięta to panowie wszechświata z planety Ziemia, królestwa wyczerpanego ze wszelkich surowców naturalnych postanawiają najechać na planetę Pandora. Na swoje nieszczęście spotykają się z oporem tubylców. „Najeźdźcy” dzielą się w międzyczasie na dwa obozy: agresorów i garstkę obrońców o wiele mniej zaawansowanych technologicznie Na'vi. Finał opowieści jest taki, że po spektakularnej bitwie Na'vi wyganiają ludzi ze swojej planety. Reakcje na film były różne: Pandora jest piękna, bajka, szkoda że to tylko bajka, ziemianie powinni sobie z nimi poradzić i podbić tą cholerną planetę, człowiek potrafi być skurwysynem etc...
A teraz wyobraźmy sobie sytuację odwrotną: Ziemię odwiedza o wiele bardziej zaawansowana technologicznie rasa, której planeta została zniszczona w efekcie Wojny Domowej. I tu mamy dwie frakcje: agresorów – Decepticonów i przyjaciół – Autobotów. Jak się dowiadujemy Deceptom chodzi nie tylko o surowce naturalne, ale i o zasób ludzki. Nie tylko ludzkość ale i coś co nazywamy człowieczeństwem jest zagrożone. To taki spoiler do filmu Transformers 3 (Transformers: Dark of the Moon)
Tym co zdecydowanie odróżnia trójkę od pierwszych dwóch części jest klimat – zdecydowanie cięższy i mroczniejszy. Mamy tu o wiele bardziej skomplikowaną intrygę, do której rozwiązania kluczem jest mentor Optimusa – Sentinel Prime. Tym co spodobało mi się najbardziej jest sposób w jaki pokazano ludzi. Już nie jesteśmy tylko sojusznikami będącymi pod czujną protekcją Autobotów. Jesteśmy też zimnymi draniami którzy są w stanie podpisać ryzykowny pakt z Decepticonami by tylko uratować swój tyłek. Cecha ta przechodzi z pokolenia na pokolenie. Dylana Goulda (Patrick Dempsey) śmiało można nazwać ludzkim odpowiednikiem Megatrona. Jako ciekawostkę dodam że twórcy kreskówki z lat osiemdziesiątych również nie bali się pomysłu sojuszu ludzi i Decepticonów. Zresztą nie jest to jedyna aluzja do Generacji Pierwszej.
Wygnanie Autobotów z Ziemi, Kosmiczna Rdza, przetransportowanie Cybertronu przez Most Kosmiczny (Space Bridge) to pomysły pochodzące z serialu animowanego. Nowum nie jest też odstrzelenie posągu Lincolna i Megatron zasiadający na jego miejscu. Również imię nowej dziewczyny Sama wydaje się zaczerpnięte z pierwszego uniwersum o wielkim robotach. Jak wiadomo tak miała na imię żona Spike'a Witwicky z tego serialu.
Drażliwym i kontrowersyjnym tematem była zmiana głównej bohaterki z Michaeli Banes (Megan Fox) na Carly Spencer (Rosie Huntington-Whiteley). Pomimo że delikatnie mówiąc byłam bardzo sceptycznie nastawiona do nowej dziuni, muszę powiedzieć że blondi nie wkurza, a nawet da się ją polubić. Co prawda gra Rosie Huntington-Whiteley pozostawia wiele do życzenia, jednak nie będę się za bardzo czepiać – to jej debiut na dużym ekranie, a poza tym nie ma łatwo gdyż...
..Główny bohater nie tylko dorósł do roli bohatera ale „chce coś znaczyć” w wielkim świecie i z tego powodu ma kompleks niższości. W spełnianiu marzeń pomaga mu nadworny Agent Specjalnej Troski Seymour Simmons (John Turturro) będący w tej części przerysowaną wersją samego siebie, jednak komizmu tej postaci odmówić nie można, pomimo że momentami naprawdę irytuje. Finał bajki jest taki, że nie tylko zdobywa serce ukochanej (dżizyz jak to brzmi...) i zgodnie z tradycją ratuje świat.
Oczywiście nie jest sam. W filmie nie mogło zabraknąć Willa Lennoxa (Josh Duhamel) i Roberta Eppsa (Tyrese Gibson). W skrócie: ten pierwszy dostał awans a ten drugi zmienił robotę – na szczęście mu się znudziło. I zgodnie z tradycją numer dwa Lennox zostaje moim ulubionym człowiekiem z uniwersum.
Nie będę rozpatrywać tego filmu w kategorii „widowisko 3D”, bo film broni się sam a trójwymiar stanowi tylko taki mały i miły dodatek dzięki któremu obraz nabiera głębi. Tak drodzy Państwo: inwestując w bilet na seans 3D dopłacacie do obrazu jako takiego. Co prawda należy podkreślić że poza paroma fragmentami (sekwencja początkowa, bitwa w Chicago) nie jest on tak namacalny jak w Avatarze. Czy warto dopłacać? Oceńcie sami. Ja tam nie żałuję. 
 To się nazywa perfidny pseudo-lans

Na większą uwagę zasługuje początek filmu. Skrót: w jednej chwili jesteśmy na Cybertronie, potem obserwujemy „kulisy” misji Apollo 11, potem teleportacja do domy Sama i Carly, Czarnobyl... Muszę jednak przyznać że pierwsze 8 minut to zdecydowanie najlepsza „czołówka” z trylogii Baya stanowiąca idealne wprowadzenie do dalszej części filmu. Kwestią dyskusyjną jest to, czy dobrym pomysłem było zastosowanie takiego rozwiązania dopiero w części numer 3. Poza tym niestety samo takie rozwiązanie jest dość ryzykowne, o czym można się przekonać. Na samym początku powstał mały chaos pod tytułem: zbyt dużo elementów na zbyt krótkim obszarze czasowym, a kulisy z życia prywatnego Sama są... nudne i film się ciągnie niemiłosiernie. Na szczęście w międzyczasie chłopaki z NESTu wpadają do Czarnobyla. Jest to jedna z najlepszych scen w filmie – polecam wsłuchanie się w soundtrack...
Niestety z Czarnobylem związana jest największa bolączka filmu i najbardziej zmarnowany bohater w jednej osobie. A imię jego Shockwave. Cóż, naprawdę trudno ukryć rozczarowanie faktem że twarz kampanii reklamowej filmu dostaje zaledwie kilka minut czasu ekranowego (ktoś za mnie policzy ile dokładnie?) niemalże nic nie mówi. Chyba że zastosowanie jedynie cybertrońskiego „bełkotu” ma za zadanie dodać tej postaci +50 do siania grozy... Naprawdę wielka szkoda że w filmie poza świetnym designem postać ma bardzo niewiele do pokazania. Po lekturze komiksów liczyłam na więcej...
A skoro przy komiksach jesteśmy to pragnę poruszyć kwestię braku spójności fabuły. Punkt pierwszy: polecam wklepać w google hasła intertekstualność i konwergencja, przy czym pragnę podkreślić że są to zjawiska coraz częściej spotykane w kulturze masowej i (nie)stety coraz częściej bez teksów uzupełniających ani rusz. Jeśli już zapoznaliście się z tymi terminami to odsyłam szanownych Państwa do komiksów, gier, nowelizacji... a jeśli się wkręcicie w temat i będzie Wam mało domysłów to polecam www.fanfiction.net. Wracając do wątku podstawowego: gwarantuję że po lekturze wspomnianych teksów przynajmniej część luk pomiędzy filmami zniknie i można wysnuć własne wnioski interpretacyjne na temat tego dlaczego Carly za bardzo nie musiała się starać by podjudzić Megatrona lub dlaczego Ironhide musiał umrzeć (co jest moim największym bólem... takie fangirlowskie żale).
Na osobne dwie recenzje zasługują płyty z soundtrackiem – jeden to składanka na której znajdują się utwory między innymi Linkin Park, Paramore, Art of Dying (nota bene moje największe muzyczne odkrycie roku) i Skillet, a także płyta ze score'm autorstwa Steve'a Jablonsky'ego.
OST został przeze mnie potraktowany po łebkach, na zasadzie wklepania poszczególnych tytułów na youtube.com i odsłuchaniu. Niestety poza perełkami w postaci Staind, Art of Dying, Skillet i Linkin Park nie odnalazłam na nim nic dla siebie, aczkolwiek 4/11 z czego 2 to odkrycia, to niezły wynik. Doczepię się tylko do Iridescent: tak - LP to mój ulubiony zespół, tak – Iridescent to dobry utwór z fajnym teledyskiem. Jednak kompletnie nie rozumiem dlaczego nagminnie wykorzystywano pierwsze sekundy tegoż utworu? Jedynym usprawiedliwieniem jest wykorzystanie piosenki jako dopełnienie obrazu zniszczenia, gdy Sam z ekipą Eppsa wjeżdżają do Chicago.
Zdecydowanie bardziej czekałam na Score autorstwa Steve'a Jablonsky'ego. Podopieczny Hansa Zimmera po raz kolejny udowodnił że potrafi skomponować bardzo dobry soundtrack, który po kilkunastu przesłuchaniach prowadzi w moim osobistym rankingu. Przyznam się szczerze, że słuchając płyty już w nocy przed oficjalną polską premierą filmu powtarzałam sobie że to będzie naprawdę świetny film.
Ta ścieżka dźwiękowa zawiera w sobie wszystko co najlepsze ze swoich poprzedniczek. Lekkie kompozycje znane z części pierwszej skontrastowane z topornym klimatem z Zemsty Upadłych to połączenie wręcz idealne. Prawdę powiedziawszy rockowa składanka może nie istnieć, albo funkcjonować jako dodatek do wydania deluxe.
Delikatny Sentinel Prime absolutnie nie zwiastuje katastrofy, której ten bohater będzie przyczyną. Wręcz przeciwnie: Sentinel nabiera w naszych oczach majestatu, potęgując szok wywołany jego zdradą. Wspomniany wcześniej mimochodem Shockwave's Revenge powoduje szybsze bicie serca w momentach gdy Cyklop pojawia się na ekranie. W napięciu cały czas trzyma skopiowana z Wyspy scena pościgu na autostradzie, głównie dzięki słyszanemu wtedy utworowi Battle. Dynamiczne The World Needs You Now i It's Our Fight cały czas nie tylko nadają ton, ale i są idealnym zobrazowaniem finalnej bitwy w Chicago.
Muszę się przyznać do łez w dwóch fragmentach filmu. I tu podam dwa tytuły utworów: There Is No Plan i No Prisoners, Only Trophies. Ten pierwszy wykorzystany w scenie wygnania Autobotów z Ziemi to w rzeczywistości przearanżowany Arrival To Earth z pierwszej części filmu. Tworzy to wrażenie klamry – pewien okres zostaje zamknięty. Ten drugi utwór rozbrzmiewa gdy Autoboty zostają skazane na śmierć. Dramatyzm tych scen sprawia że problemem staje się opanowanie uczuć.
O Transformerach mogę napisać jeszcze więcej, jednak biorąc pod uwagę wszystkie dotychczasowe serie i towarzyszące im komiksy, będzie to zaledwie ułamek wiedzy. Również o Dark of the Moon nie napisałam wszystkiego. Wytykanie wad i wskazywanie zalet zostawiam krytykom. Dla siebie rezerwuję zachwyt nad tym filmem. 

Bonus muzyczny:



I Strefa Spamu i Promocji czyli garść tapetek mojego autorstwa w rozdzielczości 1600x1200. Oczywiście Fan Arty z Transformers:
 http://alex-89.deviantart.com/art/Sideswipe-251574515?q=gallery%3Aalex-89%2F30177192&qo=0

 http://alex-89.deviantart.com/art/Ironhide-tribute-216430288?q=gallery%3Aalex-89%2F30177192&qo=3


 http://alex-89.deviantart.com/art/Ironhide-wallpaper-210941125?q=gallery%3Aalex-89%2F30177192&qo=8

http://alex-89.deviantart.com/art/Bumblebee-Wallpaper-212125484?q=gallery%3Aalex-89%2F30177192&qo=6

http://alex-89.deviantart.com/art/Megatron-Wallpaper-211141136?q=gallery%3Aalex-89%2F30177192&qo=7

 Jeśli udało się komuś wytrwać do końca to gratuluję :)

Brak komentarzy: