poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Drew Karpyshyn - Revan (recenzja)


Świat Gwiezdnych wojen już dawno temu wykroczył poza sferę filmu stając się zjawiskiem na szeroką skalę i prawdopodobnym tematem do dyskusji nie tylko dla krytyków filmowych ale i dla medioznawców, literaturoznawców czy socjologów. Twórcy multimediów odkrywają coraz odleglejsze i nieznane rewiry Galaktyki, zaglądają na najstarsze karty historii by tylko dostarczyć fanom jeszcze więcej rozrywki. W szczególności upodobałam sobie okres Starej Republiki. Uściślając: wydarzenia przedstawione w grze Knights of the Old Republic. Po raz pierwszy odpaliłam tą grę dość późno: cztery lata temu, jednak magia tego wydawnictwa sprawiło że naturalnym odruchem było sięgnięcie po kontynuację: The Sith Lords. A teraz trzymam w rękach książkę sygnowaną logiem LucasArt i Bioware, przypisaną do serii The Old Republic. Tytuł jest krótki, ale mówi chyba wszystko: Revan.
Drew Karpyshyn przybliża nam wydarzenia pomiędzy częściami KotORa, i wprowadza nas w rozdział MMO The Old Republic. Autor przeplata tu kilka wątków: pewien zbliżającego się niebezpieczeństwa i miotany urywkami wspomnień Revan wyrusza w podróż w poszukiwaniu własnej tożsamości i tego, co sprowadziło go na ścieżkę ciemnej strony mocy. Równolegle poznajemy Prawdziwych Sithów zwyczajowo planujących swoje zawiłe intrygi gdzieś w Nieznanych Regionach. Tu postacią przewodzącą całej narracji jest Darth Scourge – ambitny Lord Sithów którego życiowym celem jest zasiąść w najwyższej Mrocznej Radzie.
Zaletą tej książki jest jej narracja i wartka akcja, wciągające od pierwszych zdań. Zadanie ułatwia iście filmowy montaż poszczególnych rozdziałów. Dodatkowo przywołanie postaci znanych z gier, w tym Wygnanej Jedi i mojego ulubieńca, Canderousa Ordo podziałało jak magnez który nie pozwalał się oderwać od książki. Również nowe postacie, głównie Lordowie Sith (Darth Nyriss i Darth Scourge) zapadają w pamięć. Chcemy poznać historię Revana i tego jaki związek z nim ma planowany przez odwiecznych wrogów Jedi spisek, a także (co chyba jest najważniejsze) kto jest dyrygentem a kto tylko marionetką.
Z niecierpliwością przechodziłam od strony do strony by w końcu dowiedzieć się w jaki sposób ich losy się spotkają i jaką rolę w tym wszystkim odegra Wygnana. I w końcu: nie możemy doczekać się rozwiązania intrygi planowanej przez Nyriss i tego, jaką rolę ostatecznie odegra w tym wszystkim Darth Scourge.
Przyznaję że odkąd tylko zapoznałam się z grą drażniła mnie jedna rzecz: jaki sens ma ustalanie jednego kanonu w grze o tak nieliniowej fabule? Jaki sens ma przydział w finale do frakcji czy płci? W momencie pisania tej recenzji ten zarzut uświadomił mi jeden fakt: Karpyshyn stanął przed niezwykle trudnym zadaniem zaadaptowania na warunki książkowe postaci którą każdy gracz interpretował na swój własny sposób (tak samo jak aktor wychodzący na deski teatru czy przed kamerę) – mówiąc dosadniej: każdy robił z tą postacią co chciał. Po lekturze powieści stwierdzam że ten krytykowany przeze mnie kanon ma sens. Autor wcisnął się w klimat gier, wyjaśniając elementy niedopowiedziane, rozjaśniając tajemnice nieco odczarował postać Revana, przy czym nie odebrał jej magnetyzmu.

Brak komentarzy: