niedziela, 12 lutego 2012

Lodowata ocena sytuacji.

Sprawa Madzi już w pierwszych dniach zaczęła działać mi na nerwy. Głównie dlatego, że jako jedynaczka która zrobi wszystko by być w centrum uwagi, zostałam zepchnięta gdzieś na dziesiąty plan. Wszystko co związane z tą sprawą zaczęło mnie już wtedy męczyć, a nawet powiedziałabym że czułam się z tego powodu sfrustrowana, jak przystało na egocentrycznego pustaka, który jedyne co potrafi to... jak to było? "odpierdalać J-Rockowe akcje?" Dzięki za pomysł na fryzurę.
Myślałam że to tylko taki medialny spektakl dla odciągnięcia uwagi opinii publicznej od ACTA i coraz mniejszej popularności rządu. Jeszcze to zatrudnienie przebrzmiałego celebryty z TVNu, który następnie postanowił się pokłócić ze swoją dawną koleżanką z pracy...
Nagle w sprawie pojawił się nieoczekiwany zwrot akcji, którego nawet Spielberg by się nie powstydził pt.: Katarzyna W. przyznaje się do winy. I wtedy się zaczęło. Reakcja naszego wspaniałego, polskiego społeczeństwa, które jak wiadomo słynie z bycia ekspertem ze wszystkiego, począwszy od muzyki a na katastrofach lotniczych skończywszy przerosła wszelkie oczekiwania. Ludzie wspięli się na nowe poziomy ignorancji i głupoty. A wydawało się że Everest w tych dziedzinach już dawno został osiągnięty.
Pierwszy wstrząs jaki przeżyłam, był spowodowany petycją o wyrok dożywocia dla Katarzyny W. Wtedy posypały się bluzgi po polsku, angielsku, fińsku i niemiecku a zakończyłam zgrabną łacińską sentencją Terribilis est locus iste. Zanim wpłynął jakikolwiek wniosek do prokuratury ludzie już wymierzyli wyrok. Pominę kwestię religijną, którą miałam zamiar zamieścić. Albo lepiej ograniczę ją do kilku słów: ci sami ludzie będą wykonywać rachunek sumienia, przyjmować sakramenty i prosić o odpuszczenie grzechów. Rzygać się chce.
Gdy zaczęłam w miarę racjonalnie, olśniło mnie! W tym kraju jest tak źle, niezadowolenie społeczne jest tak ogromne, że potrzebny był Kozioł Ofiarny którego można bezkarnie zlinczować ku uciesze tłumu. I znów mnie uderzyło: od czasów Nerona nic się nie zmieniło. Ludzie dalej potrzebują publicznego rozlewu krwi by się wyciszyć (chyba), władza (w szczególności ta czwarta) dalej szuka ofiar do tego spektaklu by uciszyć niezadowolenie społeczne. I takim właśnie Kozłem Ofiarnym została Katarzyna W. Cóż... tłum poszczeka, rodzina zbierze przy okazji swoją porcję cięgów, zniszczą życie paru osobom, winowajca trafi za kratki i wszystko wróci do normy.
Czy uważam że ta kobieta jest winna? Nie jestem przecież wszystkowiedzącym prorokiem, chociaż momentami chcę za taką wyrocznię uchodzić. Nie wiem. Nie było mnie tam, nie jestem patologiem sądowym a przede wszystkim sprawa wychodzi mi bokiem. Wiem tylko jak to jest, gdy przestaje się racjonalnie myśleć  przez własny strach. Wiem ile decyzji można podjąć w ułamku sekundy, ile kłamstw można stworzyć w ułamku sekundy i jak bardzo można być zmęczonym gdy nie ma się już sił by dalej to ciągnąć. Wiem też, jak bardzo boli przyznanie się że relacje z kimś nie są tak dobre jak próbowało się to przedstawić całemu światu. Czekam na sąd.

Brak komentarzy: