niedziela, 12 lutego 2012

Radosnej twórczości ciąg dalszy

  Usiądź wygodnie. Rozgość się. Na zewnątrz robi się coraz zimniej. Może filiżankę czekolady z chilli? Zegar właśnie wybija dziewiętnastą. Zastanawiałeś się gdzie jestem? Nie? Nie jestem tym zaskoczona. Teraz pytasz? Zwiedzam właśnie piekło. Jestem na przepustce. Jak tam jest? A czego się spodziewasz? Widoku jak z Sądu ostatecznego? Pomyłka. Nie ma takiej opcji. Ja tu robiłam wystrój. Po paru opowieściach stwierdzisz że słaba ze mnie dekoratorka wnętrz.
Od czego się zaczęło? Od tchórzostwa i ściemy. Już przed tym dniem gdy miałam wyjść na spotkanie z przeszłością. Przeszłość sama do mnie przyszła, zapowiadana przez tych, którzy nawet o tym nie wiedzieli. Zaczęłam kłamać i szukać wymówki by tylko uniknąć spotkania. Wyrywanie się nie pomogło. W końcu tchórz się zgodził, szukając w tym opcji pod tytułem Vendetta. Że co? Że nie uznaję kary śmierci? Owszem. Ale zemsta jest świętym prawem. Zapomniałeś o tym. Przeszłość to przewidziała, wkraczając w buciorach do ledwo odbudowanego spokoju ducha. Misterna konstrukcja legła w gruzach z prędkością światła.
Przyszedł dzień sądu i wtedy sparaliżował mnie strach. Jedyne co byłam w stanie zrobić, to zaplanować ucieczkę i co powiedzieć światu. Jak najbardziej wiarygodna ściema. I udało się. Śmiało przyznałabym sobie Oscara. Rola pasowała idealnie. Wystarczyło tylko... Nie musiałam nic robić poza trzymaniem się szkieletu. Sama sobie wymyślałam kwestie, stając się współautorką scenariusza. Czy była w tym adrenalina? No jasne. Przekuwanie swojej winy w triumf i cudze przewinienia. Plan z pozoru układał się idealnie. Dopóki nie pojawił się zdrajca – własne poczucie sprawiedliwości ujawniło moje słabości.
Prawdziwa twarz była cały czas ukryta za maską - rytualnym makijażem wykonywanym codziennie rano. Tak łatwo przychodziły kłamstwa pod tytułem: wszystko między nami jest ok, nie żywię do niego gniewu, podczas gdy w środku pragnienie zemsty rosło z dnia na dzień. I któregoś dnia nie dało się tego opanować. Coś we mnie pękło po szczerej rozmowie, z kimś o kim myślałam że dawne więzy które były między nami zostały permanentnie zerwane. Z jednej strony odczułam radość. I to mnie zdradziło.
Do głowy zaczęły się wdzierać wyrzuty sumienia. Jeden po drugim zamieszkały w mojej głowie i pomogły mi urządzić sobie piekło. Nie miałam już sił udawać że wszystko jest tak, jakbym chciała. Wszystko wymknęło się spod kontroli. Jeden przekrzykiwał drugi. I wtedy do mnie dotarło, że już nie jestem sobą. Za głęboko weszłam w rolę i... zakończyło się to tragedią. Któregoś dnia obudziłam się i spojrzałam na telefon. Więc to był tylko sen... telefon zamilkł na dobre. Wszyscy na których mi zależało odeszli, a ja chciałam uciec jak najdalej. Jednak było już za późno.
Jak wygląda piekło? To stagnacja. Jedyną aktywność jaką możesz wykazywać jest oglądanie wszystkich swoich przewinień i mniej lub bardziej szczere wyrażanie skruchy. Zaiste uroczy to widok... Ale nie wchodź dalej. Wyjdź, bo i tak nic nie zmienisz. Już musisz iść. Mój czas też się kończy. Jeszcze muszę tu zostać. A potem... spróbuję uciec jeszcze raz.  Czy wołam o pomoc? Próbowałam, ale tu nikt mnie nie usłyszy. 

Brak komentarzy: