czwartek, 8 listopada 2012

Jedi też człowiek

Paul S. Kemp, Gwiezdne wojny: Rozdroża czasu


"Ktoś potrzebuje pomocy… Pod wpływem silnej wizji Mocy Jedi Jaden Korr wyrusza na odległy księżyc, żeby rozwiązać zagadkę wzywających go głosów. Podczas wyprawy natrafia na pancernik Sithów sprzed pięciu tysięcy lat. Na jego pokładzie samotny Jedi stoczy pojedynek na śmierć i życie. To jednak nie statek jest największym zagrożeniem, lecz jego ładunek – który czyni wyznawców Ciemnej Strony Mocy niezwyciężonymi…"

Nagłówek Star Wars z pewnością implikuje do naszej świadomości to, że będziemy mieli do czynienia z czymś co pozwoli nam się oderwać od rzeczywistości i na pewno nie będzie od nas wymagało wysiłku intelektualnego. Dodatkowo mamy skłonność do zbytniego idealizowania głównych postaci Sagi. Wręcz obdzieramy ich ze wszystkiego co ludzkie, pozostawiając tylko ucieleśnienia konkretnych archetypów. Mówiąc bardziej dosadnie: zostają nam same wydmuszki pozbawione jakiejkolwiek głębi. Nie dopuszczamy faktu że pod tą skorupką bohater uniwersum może tworzyć swój wewnętrzny świat a także robić coś innego poza nałogowym ratowaniem świata. 

Przyznaję że podeszłam nieco sceptycznie do pomysłu podróży w czasie spowodowanej nieudanym skokiem w nadprzestrzeń (wiem że dla osoby niezwiązanej z tematem brzmi to co najmniej dziwnie) i zetknięcia „współczesnego” i antycznego Jedi. Okazało się, że czytałam zupełne inną powieść niż zapowiadał przytoczony opis ze strony wydawcy...

Jeżeli spodziewacie się po tej książce lektury lekkiej, łatwej i przyjemnej to możecie się rozczarować. I chodzi mi tu o ton dla całości opowieści jaki nadaje postać głównego bohatera: Jadena Korra (znany nam skądinąd, głównie z gry Jedi Knight: Jedi Academy) . Główny protagonista tej historii to Jedi z problemami a raczej ich kumulacją. Nie dość że przechodzi kryzys egzystencjalny, rozważa problem Jasnej i Ciemnej Strony Mocy, na niedawno zakończonej wojnie podjął niefortunną decyzję której żałuje do tego stopnia że pewnie nawet nie jest w stanie spojrzeć w lustro i na dodatek doznał skrajnie realistycznej wizji (w tym uniwersum to norma). Jakby tego było mało, załamanie nerwowe zbiegło się w czasie z kryzysem wieku średniego. Przyznaję że na początku mnie to drażniło i stwierdziłam niewybrednie że Korr zachowuje się jak baba. Z PMS... Bo kto normalny wskakuje do rozklekotanego myśliwca i przemierza pół galaktyki by w wyniku następnych zdarzeń"zaciągnąć" się na pokład frachtowca należącego do... kosmicznych złomiarzy? Na dodatek zapłacił za ten z pozoru wątpliwy zaszczyt pięć kafli z góry.

Może już starczy tych złośliwości... Facetowi trzeba współczuć a ja się śmieję, na dodatek czuję że tonem wypowiedzi narażam się na lincz z rąk zagorzałych fanów Star Wars. 

Dzięki takiemu przedstawieniu główny bohater wydaje się bardziej ludzki - nie sprawia wrażenia chodzącej encyklopedii mającej gotową odpowiedź na każde pytanie. Dodatkowo klnie, pije alkohol i oszukuje w grach karcianych. Absolutne zaprzeczenie Jedi, które pewnie większość odbiorców nosi w głowach. Wikipedyczne objawy szoku pourazowego i uwypuklone przez to rozgoryczenie głównego bohatera tylko zwiększają ten kontrast. 

Co takiego zrobiłeś, Jadenie? Pyta w pewnym momencie Relin Druur – Jedi przeniesiony w czasie o pięć tysięcy lat – wtedy, kiedy dwa wątki się stykają. Druur też nie jest bez winy, właściwie jest bliżej niż dalej upadku. Widzi błędy Zakonu i stwierdza że nic się nie zmieniło. Po chwili dodaje odpowiadając tym samym na swoje pytanie: Coś, co zdyskredytowało cię we własnych oczach, mam rację? 

Gdy Jaden w skrótowej formie relacjonuje wydarzenia ze stacji Centerpoint (motyw przewijający się przez całą książkę) można odnieść wrażenie że podobną relacją mógłby nas uraczyć niejeden żołnierz który miał ostrzelać przeciwnika bo taki był rozkaz a tak naprawdę przyczynił się do ludobójstwa wybijając w pień wioskę lub obóz dla uchodźców. Autor w prostych słowach nadaje realizmu dodając jak zachowuje się główny bohater gdy nie tylko opowiada, ale sugerując że dosłownie wszystko wokół wywołuje w nim wspomnienie tamtych wydarzeń. Z technicznego punktu widzenia scala to całą opowieść.
Warto zwrócić uwagę na obrazowość tej krótkiej sceny która zapewne wyleciała by z filmu. Mimo oszczędności w słowach, opis jest na tyle sugestywny, że oczami wyobraźni obserwujemy całą tą scenę niemalże w taki sposób, w jaki ogląda się film. Z niezwykłą dokładnością jesteśmy w stanie odtworzyć każde ujęcie, mimikę postaci i ruch ręką który posłał w niebyt kilkanaście osób. 
Zaczynamy mu współczuć. Może nawet grzebać w pamięci i szukać wydarzeń o których wolelibyśmy zapomnieć, ale tkwią wypalone w pamięci i wracają do nas choć wcale tego nie chcemy. Wypowiedzenie przez Jadena na głos swojej historii przynosi uczucie katharsis ale nie dla niego, tylko dla nas – czytelników. Jak zauważyła moja koleżanka: biorąc pod uwagę iż  Jedi jest postacią w której skórę wchodzimy poprzez medium jakim jest gra komputerowa, samemu można dostać wyrzutów sumienia.
Wspomniana mimochodem walka Ciemnej i Jasnej Strony lub upraszczając problemu granic dobra i zła, zostaje przedstawiona w iście freudowski sposób, dodatkowo w konwencji horroru: zejdź do podziemi własnej psychiki, a powiem ci kim jesteś. Tak w skrócie można opisać tą scenę. W podziemiach opuszczonej imperialnej bazy oświetlanych jedynie przez blask zielonego ostrza miecza świetlnego, miejsca masakry od której opisów włos się jeży, bohater odnajduje swojego przeciwnika a następnie zostaje sam, pomiędzy dwiema żarzącymi się klingami symbolizującymi dobro i zło. Labirynt przesiąknięty smrodem trupów jest trafną metaforą zagubienia: człowieka który ma wątpliwości co do oficjalnej doktryny. Archetyp everymana w wydaniu Gwiezdnych wojen, podobny i całkiem różny od sceny w jaskini z Imperium kontratakuje.
Jakby komuś było jeszcze mało mroku, nie mogło zabraknąć konfrontacji Jedi i Sithów, którzy jak zwykle coś knują na Korribanie. Tym razem wysyłają za Korrem anzackie wampirozombie.
Dwojaki ton recenzji współgra z tym w jaki sposób ta książka jest napisana. W jednym momencie jest dość zabawnie. Nie da się uśmiechnąć przy motcie złomiarza Khedryna Faala (nic na siłę, wszystko młotkiem). Kapitan frachtowca Gruchot ze względu na ironiczne poczucie humoru przypomina Hana Solo. Zostaje skontrastowany ze swoim pierwszym oficerem Marrem, wybitnym matematykiem wrażliwym na moc, choć nieświadomym swojej umiejętności. Po chwili przestajemy się uśmiechać gdy akcja się rozwija. Gdy bohaterowie różniący się wszystkim zostają drużyną i muszą stawić czoła niebezpieczeństwu. Napięcie jest wtedy równe temu które towarzyszy oglądaniu horrorów czy filmów akcji. Nie wspominając o pełnych goryczy fragmentach z serii Cierpieniach Jadena Korra w średnim wieku – Werter w odległej galaktyce.
Co takiego zrobiłeś, Jadenie?
[…]
Coś, co zdyskredytowało cię we własnych oczach, mam rację?
To pytanie odbija się tym głośniejszym echem bo zadał je ktoś, kto przeniósł się w czasie o kilka tysiącleci i stwierdził że niewiele się zmieniło. Przenosząc to na warunki realnego świata: co by powiedzieli starożytni, gdyby przenieśli się w czasie do naszego wieku? Czy mieliby podobną refleksję że pomimo rozwoju technologicznego nie zmieniło się absolutnie nic...
Na zakończenie tego wywodu pragnę odnieść się do innego uniwersum zajmującego zasłużone miejsce w kulturze popularnej i nie tylko. Wspomniałam monolog Sama Gamgee z Władcy Pierścieni wygłaszany pod koniec drugiej części, Dwie wieże. Monolog o opowieściach tak strasznych, że baliśmy się poznać ich zakończenia. O bohaterach którzy mogli zawrócić ale tego nie chcieli bo mieli nadzieję i szli dalej. Nasz bohater stracił nadzieję co może w tym kontekście przerazić, jednak brniemy dalej by poznać finał opowieści. Nie wiemy czy Korr i jego kompani (nie mniej ciekawi niż sam Jedi) wyjdą z tego żywi, czy ostatnie strony będą tylko ich post mortem. Na szczęście to tylko pierwszy tom i nie koniec opowieści. Z niecierpliwością czekam na polskie wydanie Riptide. a jeśli nie wytrzymam do Bożego Narodzenia to zamawiam wydanie anglojęzyczne.

Brak komentarzy: