sobota, 11 maja 2013

Kącik prawie że twórczości prawie radosnej.

Skoro już się tu uaktywniłam, to coś na szybko napiszę... Może jakaś twórczość mało literacka...
_____________
Publiczność zajmowała powoli miejsca w ciemnym audytorium. O ile można było tak nazwać starą, zaniedbaną knajpę, oświetlaną jedynie ciężkimi, starymi świecami, które zdążyły nabrać żółtego koloru... ze starości. Wszyscy zebrani - góra: pięćdziesiąt osób czekają na pokaz. Pokaz niezwykły: nie ma tu konferansjerów, wodzirejów, gwiazd i supportów. Każdy jest tu wykonawcą i widzem jednocześnie. Każdy może wejść na scenę.
Karmazynowa kurtyna wykonana z jakiegoś zeszmaconego materiału zasłaniała mikrofon zamocowany na starym, obdartym stojaku, dwie kolumny głośnikowe, z pewnością nie będące profesjonalnym sprzętem nagłaśniającym i palety towarowe ustawione jedna na drugiej tak aby mówca był dobrze widoczny. 
- Czy wszyscy już są? 
Kobiecy głos rozniósł się po pomieszczeniu. Mówczyni powtórzyła pytanie jeszcze kilka razy, intonując tak by sposób w jaki wymawia te słowa przypominał śpiew. Powtarzała pytanie dopóki nie usłyszała odpowiedzi. A odpowiedzią była cisza. W końcu rozmowy zostały zakończone, lub też gwałtownie urwane. Wtedy właśnie na ziemię opadły czerwone zasłony. Efekciarskie, kiczowate i zbędne. Świece dawały tak słabe i mdłe światło, że i tak nie było widać kto stoi na prowizorycznej scenie. 
- Najwyższa pora rozpocząć uroczystość - kontynuowała wypowiadaną kwestię. - Słuchajcie tych słów o bezgwiezdnej nocy i braku słońca. W tym miejscu, które opuścili wszyscy bogowie tego świata. Jest tylko jedno pytanie: czy na pewno chcecie słuchać? Przecież tu nie poleje się krew. Wszyscy wyjdziemy z tego żywi. A przecież jesteście tak bardzo znudzeni, że śmierć byłaby czymś nowym. Tak bardzo znudzeni, że nie dostrzegacie jak na samym wstępie przeinaczam słowa, należące do idola. 
Słowa które pewnie powinniście uważać za święte, gdyby tylko były wam znane. To nie ma znaczenia i nie ma sensu. Miałam zabrać Was wszystkich w podróż do nieznanego miejsca. Do tych elementów Waszego bytu o których wolelibyście nie wiedzieć. I tak przerażające, że najłatwiej było się ich po prostu zrzec... Bo przecież wszyscy uważacie się za dobrych. Bo przecież zasada by żyć chęcią zemsty jest nie do przyjęcia. Tak, jak ta część nazywana zwierzęcą, lub też okrucieństwem. Okrucieństwo, kryjące się w każdym. Wystarczy tylko złamać odpowiednią ilość szyfrów by je wyzwolić. A wtedy może zrobić się niebezpiecznie.  Bo przecież wszyscy chcemy pokoju. Najlepiej bez wojny. 
Sterta banałów i komunałów wygłaszanych przez dziewczynę która chciała chyba pretendować do miana kogoś pokroju Jima Morrisona rosła z każdą sekundą. Zebrana publiczność siedziała i słuchała, jakby ktoś ją wykuł z marmuru, przyjmując bezrefleksyjnie całą stertę słów. Bo przecież te myśli były takie głębokie i takie... Twórcze. Po dobrych pół godziny przyszedł czas na zakończenie tej wypowiedzi.
- Jakie to denne - rzuca do mikrofonu na pożegnanie i schodzi ze sceny. Oto koniec. 

Brak komentarzy: