wtorek, 13 listopada 2012

Playlista jesienna.

22 mieliśmy początek astronomicznej jesieni. Z tego powodu należało ułożyć sobie odpowiednią playlistę i zapisać ją jako: będę tego słuchać do porzygu. Z czego składa się ten set? Pewnie z paru nowości, kilku odkryć, soundtracków i kilku "staroci" + klasyków. Zadbam o zróżnicowanie by nie było zbyt nudno. Oto kilka propozycji:
Ulver - Childhood's End
Nie jest tajemnicą że znacznie bardziej odpowiada mi twórczość eksperymentalna tego zespołu. Nie jest też tajemnicą że podziwiam Garma zarówno tu i w Head Control System a także jego działalność w Borknagar czy Arcturus. I właśnie Arcturus i jak mniemam Pink Floyd odbijają się głośnym echem na tej płycie. Pomimo niezbyt przyjemnego z perspektywy czasu tytułu dźwięki sączące się z głośników przynoszą wyciszenie. Jedna z tych płyt których charakter najlepiej oddają słowa "reszta jest milczeniem". Bo po ostatnich dźwiękach ma się ochotę posiedzieć w ciszy i kontemplować ;)
Of Monsters And Men - My Head Is An Animal
W stacjach radiowych szaleje piosenka Little Talks - całkiem dobra i wpadająca w ucho. Ja pokochałam wideoklip. Wyglądający jak połączenie gry typu platformówka z animacją Burtona i ekipy od filmu Jak ukraść księżyc z mocną domieszką inspiracji mitologii nordyckiej. Właśnie ta mieszanka spowodowała że sięgnęłam po płytę. Islandczycy nie zawodzą. Jeśli ktoś lubi melancholijne klimaty to polecam. Jeśli ktoś twierdzi że pop nie może być ambitny... to również polecam celem wyprowadzenia z błędu
Ed Sheeran - +
Czyli odgrzewamy kotleta sprzed roku. Podobnie jak w powyższym przypadku zainteresował mnie wideoklip. A-Team czyli opowiastka o dziewczynie szukającej swojego miejsca a na finał umierającej z przedawkowania. Zakochałam się w ostatnim ujęciu gdzie duch dziewczyny unosił się nad miastem. Podobnie jak wyżej: pop może być ambitny. Rzekomo takich jak on jest na pęczki, ale widocznie jest coś co pozwoliło mi na niego patrzeć jak na kogoś jedynego i niepowtarzalnego.
Three Days Grace - Transit of Venus
Bez komentarza. Nie mogę uwierzyć że nigdy wcześniej nie słuchałam tego zespołu i dopiero teraz wtargnął do mojej świadomości robiąc tu nie lada bałagan i dostając się do listy ulubionych zespołów. Co prawda o odkrywczości nie ma tu mowy ale całkiem przyjemnie się słucha, hiciory też się trafiają więc nie ma na co narzekać.
Nightwish - Imaginaerum
Śmiem twierdzić że będzie to płyta roku w moim prywatnym zestawieniu. Nie mogę oderwać się od zwrotu concept album, bo wszystko jest tu bardzo spójne, jeden utwór... każdy riff wypływa z poprzedniego. I rozpływam się przy zakończeniu przebiegającym w iście filmowym stylu. Mimo że żartobliwie intro uważam za najlepszy album na płycie (bo Marco śpiewa po fińsku) to I want my tears back krąży za mną dalej mimo że od premiery minęło już trochę czasu.
Nick Cave and The Bad Seeds - Abbatoir Blues/The Lyre of Orpheus.
Wspomniałam o soundtrackach. Mimo że zawsze kilka się obraca nie będę o nich pisać. Zamiast tego uczynię słowo soundtrack punktem wyjścia do przedstawienia. Otóż utwór z tego pakietu znalazł się w filmie Harry Potter i insygnia śmierci pt 1. Melancholia filmu i sceny w której został umieszczony (scena której celu nie rozumiem, poza tym że jest tam piękny utwór) sprawiły że nie mogłam się uwolnić od O children i sięgnęłam po cały album by... nie móc się od niego uwolnić.

Koniec.

PS.: tak, cieszę się z faktu kręcenia nowych Gwiezdnych wojen. Nie: nie uważam że Kaczor Donald będzie biegał z mieczem świetlnym. Czego chcę od tych filmów? Kyle'a Katarna, Jadena Korra, X-Wingów, Hana Solo i Sokoła, więcej postaci kobiecych i epickiej historii.

1 komentarz:

nobrain pisze...

Lol, z tego zestawu znam jedynie Nightwisha, którego nie słuchałem od baaardzo dawna, bo na mojej playliście króluje K-pop. :O