sobota, 5 listopada 2011

5th November

Remember remember the fifth of November
Gunpowder, treason and plot.
I see no reason why gunpowder, treason
Should ever be forgot...
Wszyscy którzy mnie znają wiedzą, że z sentymentem wspominam czasy gdy miałam mniej niż 14 lat. Wtedy wszystko wydawało się prostsze. Nawet to, o czym będę pisać niżej. Nie bez powodu przytoczyłam tu rymowankę o 5 listopada. Skojarzenie tego dnia z pewnym filmem jest moim zdaniem bardzo proste. Wręcz naturalne. Przynajmniej dla mnie, a to dlatego że właśnie z filmu V for Vendetta dowiedziałam się kim był Guy Fawkes i czym był Spisek Prochowy. Nie powiem Wam czy o tym fakcie w ogóle uczy się w szkołach, bo po prostu tego nie pamiętam. A nawet jeśli, to sprawa jest marginalizowana. Z jednej strony to dobra postawa. Zmniejsza się prawdopodobieństwo że jakiś niedojrzały smarkacz zrobi coś, co zakończy się katastrofą.
Kiedyś śniłam o krwawej rebelii, o potężnym przewrocie który oznaczał by oczyszczenie z kolejnych grup dla których liczy się tylko i wyłącznie władza. Budziłam się codziennie rano mając nadzieję że nie zdołam dojść do szkoły. Tak Another Brick in the Wall pt. II było moim hymnem. Szkoła była dla mnie formą ucisku, taką jak Kościół Katolicki. Ten sen w mojej głowie jest wciąż aktualny. A teraz jesteśmy o krok od przewrotu. Niestety, nie o takim przewrocie marzyłam. Zamiast zdecydowanych, widzę oburzonych którzy idą na spacer głównymi ulicami Warszawy na zasadzie: jest protest, jest nas dużo i jest fajnie ale nie wiemy o co nam chodzi.
Zabawniej jest w Wielkiej Brytanii. Co prawda angole wiedzą o co im chodzi, jednak ukrywają się pod maska swojego bohatera - Guya Fawkesa. Są przewrotni, bo kupują chińskie podróbki zamiast licencjonowanych oryginałów. Przez swoją oszczędność przyczyniają się do rozwoju wyzysku na Dalekim Wschodzie. Nie ma to jak konsekwencja. A propos Dalekiego Wschodu: perspektywa nowego dysku twardego do mojego kompa przesunęła się jeszcze bardziej przez powódź w Tajlandii. Ceny komponentów poszły drastycznie w górę. To zadziwiające jak europejczykom pali się grunt pod nogami, z powodu katastrofy ekologicznej na drugim końcu świata. Można bezkarnie śmiać się w twarz zwolenników supremacji białej rasy, co właśnie mam ochotę uczynić. Niestety nie mam w zasięgu ręki osoby o takich poglądach.
Konfrontacja idei z rzeczywistością praktycznie zawsze musi się wiązać z rozczarowaniem. Był czas by do tego przywyknąć, dlatego nie reaguję już tak emocjonalnie na to co widzę.
PS.: loguję się na fejsbuka a on dalej działa! Jest 5 listopada i NIC SIĘ NIE STAŁO!! Idę na sushi z tego powodu.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

5tego nic sie nie mialo stac ; )
ale pomijam to, bo rodzi sie pytanie: jaki protest?
no i jak ceny drastycznie w gore? na magazynach powinny byc jakies stare sztuki, czyzby wszyscy (lacznie ze sprzedawcami na allegro) codziennie przegladali aktualnosci korygujac ceny np. kursami walut?

Alex pisze...

Samej idei marszu nie podważam. Tylko komentuję to, co widzę czyli atmosferę pikniku i podejście: zebraliśmy się tutaj... bo się skrzykiwali na necie i jest fajnie