piątek, 7 października 2011

5. Trzy Królestwa: Wskrzeszenie Smoka, reż.: Daniel Lee, rok: 2008


Będzie krótko. Po pierwsze: nie chce mi się, po drugie: mam niewiele do powiedzenia o chińskim kinie. Wszystkie które widziałam okazywały się... przydługie i nudne. Głównie przez różnice kulturowe. Nie ukrywajmy faktów: sztuka Chin różni się od europejskiej i nie inaczej jest z filmem. Nie mogę się jednak oprzeć wizualnej części filmu. Tak, te filmy są piękne. Piękne kostiumy i zachwycające krajobrazy. Plus jeszcze jeden ważny element: baśniowe zabarwienie które było obecne już w produkcjach z lat '70. Tu rozczaruję niektórych: nie zobaczycie w nich Bruce'a Lee. Jego postać jest legendą głównie amerykańską.
Przerzucałam wieczorem kanały i zatrzymałam się na HBO. Impulsem był surowy, pustynno  - wzgórzysty krajobraz. Niestety, zostało tylko 20 minut filmu. Niewiele, jednak postanowiłam obejrzeć końcówkę co oczywiście uznaję za dobrą decyzję. Końcowa scena bitwy i pojedynek Zhao Zilonga i Cao Ying wywarły na mnie spore wrażenie. Zwłaszcza bitwa i jej oprawa muzyczna.
Kilka dni później oglądałam cały film od początku do końca. Utwierdziłam się w przekonaniu że pan Henry Lai wykonał naprawdę znakomitą robotę przy tworzeniu muzyki do filmu. Niestety na uroku straciła część wizualna, która momentami była zbyt kiczowata (patrz: mianowanie generałów).
Cała historia oparta jest na legendzie "Romans trzech królestw" a konkretniej film skupia się na życiorysie Zhao Zilonga. Nie trudno zgadnąć że pod tym stwierdzeniem kryje się wszystko.... ;)
!!!!SPOILER!!!!
Przyznam się że Zilong mi imponował. Nie jako generał, tylko jako człowiek. Potrafił wybaczyć przyjacielowi zdradę. Facet stał się dla mnie wręcz wzorem do naśladowania. Szkoda tylko że szlag trafił te wartości które były nieraz wystawiane na próbę...

Brak komentarzy: