piątek, 28 października 2011

CDN

W dzisiejszych czasach kultury pomasowej i upadającego postmodernizmu literki c.d.n. układające się w zgrabny slogan „ciąg dalszy nastąpi” stały się czymś niezbędnym do życia. Nie interesuje nas sama bajka o Kopciuszku. Chcemy wiedzieć co się stanie z biedną sierotką która poślubiła księcia z bajki. Przesuwamy koniec opowieści w nieskończoność czekając na rozwiązanie męczącej nas zagadki. Inaczej serial nie byłby tak fascynujący a Harry Potter nie liczyłby siedmiu tomów.
Zmieniając temat i zbliżając się do sedna, muszę stwierdzić że lubię improwizację. Zwłaszcza w jednym, szczególnym momencie: gdy nie wiadomo czy mówię na serio czy tylko gram. Albo: czy wypadłam z roli czy rozpoczynam wariację na dany temat. Pozwala to zatrzeć granicę pomiędzy literacką fikcją a rzeczywistością. Upraszczając: nie dowiecie się kiedy moje słowa są zapisem autentycznych przeżyć (oczywiście zwielokrotnionych bo przecież wyznaję wyuczoną regułkę głoszącą „czysty monitoring jest nudny”) a kiedy po prostu ściemniam. Ach te kłamstewka i ich nagromadzenie... Na początku była ich tylko mała sterta. Kolej rzeczy jest taka, że teraz tworzą górę której nie da się zdobyć. Próba wysadzenia w powietrze tej skały zakończy się wielkim odsłonięciem Indywidualnej Wizji, a zatem zaledwie kilka procent mnie. Same śmieci które trzeba posegregować i wyrzucić w imię poprawności politycznej. Mogę też oddać część z nich do skupu i się dorobić.
Czy ktoś potępia sprzedaż swoich wad? A może uzna to za kurewstwo? Jego sprawa. Niektóre słowa i tak trafią w pustkę, bo ja będę setki mil od miejsca w którym widziano mnie ostatnio. Może zabiorę na tą małą wycieczkę parę osób które zdążyło mnie poznać na tyle że wiedzą kiedy zmyślam a kiedy mówię serio.
Kiedyś fascynowały mnie maski. Zachwycałam się tym jak przyłbica wykonana z różnego typu surowców może zmienić mentalność człowieka. My nie potrzebujemy tego aktu. Wystarczy nam tylko przekroczenie drzwi by odegrać swoją rolę a następnie zawrócić i stać się... Performerem. Performans nas prześladuje. Nie jesteśmy w stanie się od niego uwolnić, jednak czasem przypisane nam role stają się nudne i chcemy spróbować czegoś nowego. I tak oto nie chcę dłużej odgrywać roli tej, która użala się nad sobą. Dziś już wiem że najpierw muszę się przygotować na szok termiczny związany z przyjęciem tej roli.
Nie oglądanie się za siebie ma bardzo poważną zaletę. Nawet jeżeli coś schrzanisz albo zachowasz się jak pospolita szmata, to nie zadręczasz się tym do końca życia. Po prostu uznajesz że tak trzeba było zrobić i porzucasz ten wątek raz na zawsze. Nie robisz bilansu ofiar i strat udając że masz czyste sumienie a z czasem zapominasz o zdarzeniu. Przeklęta intertekstualność wdarła mi się do świadomości i nie sposób jej wygonić. I w tym momencie zdałam sobie sprawę z faktu iż już nie ma co upaść. Jeżeli upadnie postmodernizm będziemy mogli zacząć skakać sobie do gardeł bo już nie będzie co obalać, a cywilizacji od nowa nie zbudujemy. Najwyżej dopadnie nas przeszłość.
Coś na ten temat wiem. Całe życie uczę się nowych ról które trzeba odegrać w określonym czasie, zmieniam maski, wracam do tych porzuconych... A tak naprawdę uciekam przed przeszłością. Nie chcę jej zmieniać, bo na podejmowanie decyzji jest już zdecydowanie za późno tylko odciąć raz na zawsze. Niestety nie jest to proste, bo przez zbiór powiązań ta suka i tak mnie pewnego dnia znajdzie i dopadnie. Droga prowadzi donikąd ale jest na tyle ciekawa że postanowiłam brnąć dalej...
...Mam nadzieję że kiedyś kogoś na niej znajdę. Chyba tysiąc razy myślałam nad tym spotkaniem. Kolejna urojona rozmowa do kolekcji. Podczas tej symulacji zastanawiałam się jakie były by moje słowa. Nie raz i nie dwa szukałam odpowiedniej reakcji. Teraz wiem, że jedyną reakcją byłby delikatny uśmiech i szybko rzucone „cześć” wyrażające zarówno „witaj” jak i „żegnaj”. Żegnaj, bo osoby którą znałeś/aś już nie ma i za Twoją sprawą stała się tym kim jest.
KONIEC

Brak komentarzy: