sobota, 22 października 2011

Władca Pierścieni, Reż.: Peter Jackson





Jeżeli mam wybrać film życia, bez mrugnięcia okiem wskazuję na Władcę Pierścieni. Do obrazu Petera Jacksona wracam co najmniej raz do roku, a gdy byłam młodsza moja mam żartowała że uczę się dialogów na pamięć... i w sumie większość znałam na pamięć. I tak od dziewięciu lat ;) Ponieważ padły już mocne słowa film życia to trzeba wziąć odpowiedzialność za to co się mówi (hahah) i właśnie dlatego potraktuję sagę jako jeden film. Jest jeszcze jedna kwestia: nie mam zamiaru się ograniczać do kinowych wersji filmów. Tak tak... będę chrzanić o wersji reżyserskiej filmu.

I to na początek tyle. Miałam to rozbić na kilka notek, ale Havocowa jest z natury leniwa więc jej się nie chce.  Poza tym jestem chora, mam katar, kaszel i helikopter w głowie a moim jedynym celem jest postawienie się na nogi do poniedziałku bo bez kawy z Gołębnika nie wytrzymam dłużej niż 2 dni ;)) Co za kłamstwo.
Hobbita wypożyczyłam z gimnazjalnej biblioteki w pierwszej klasie. Znalezienie czasu na czytanie literatury popularnej nie było wtedy problemem, poza tym leżałam chora. Jakiś czas później w ramach akcji "by nie być na lekcjach" poszliśmy na Dwie wieże. Z kina wyszłam oczarowana filmem i kilka dni później nadrabiałam pierwszą część, czytałam kolejne tomy Władcy... polowałam na Silmarillion  i czekałam na Powrót króla tak jak teraz oczekuję Hobbita. Schorzenie maniaka.
Zarówno film jak i książki stały się dla mnie źródłem inspiracji a także jedną wielką aluzją do rzeczywistości. Niektórzy gdy mają problem otwierają Pismo Święte. Ja ratowałam się wybranymi fragmentami z książek Tolkiena. Filmy oglądałam z różnych powodów: gorszy dzień, świetny dzień przyjaciel mnie wystawił...
Nie lubię się uzewnętrzniać więc powinnam zakończyć tu temat, jednak sytuacja wydarzyła się dwukrotnie i dotyczy tej samej osoby. Za pierwszym razem odgrzałam Powrót króla. Najbardziej zapamiętałam fragment w którym Frodo mówi o braku możliwości powrotu do normalności. Zbyt dosłownie potraktowałam te słowa i wpadłam w stagnację na kilka miesięcy, ale tak to już jest z przewrażliwionymi histeryczkami, a przed tym zdarzeniem padły mocne słowa o zaufaniu itd. Dokładnie rok i trzy miesiące później sytuacja się powtórzyła. Z tą różnicą że gdy słuchałam o porzuconych wątkach dawnego życia zupełnie inaczej potraktowałam te słowa. Już nie chciałam wracać do przeszłości (z resztą i tak nie ma do czego) i złudzeń.
Któregoś dnia powiedziałam sobie: było miło ale trzeba się pożegnać i iść swoją drogą z tak prostego powodu jakim jest oszczędzenie sobie rozczarowań i bólu (do masochistów się nie zaliczam).
 Nie chce mi się przytaczać większej ilości przykładów. Poza tym jedno uzewnętrznienie się na blogu styknie.
Ta notka ssie.

Brak komentarzy: