poniedziałek, 26 grudnia 2011

Insomnia

Przedstawiam króciutkie opowiadanie, inspirowane dzisiejszą nocną serią koszmarów sennych.
====================================================================
Miejsce w którym znalazła się dziewczyna przypominało scenografię z horroru i wyjątkowo tandetnego filmu fantasy. To był wyjątkowo ciemny las, przecinany przez wyjątkowo głęboką rzekę, który na dodatek spowijała wyjątkowo gęsta mgła. Wszechobecną ciemnię bez skutku próbował przebić księżyc – doskonale widoczny, aczkolwiek dawał wyjątkowo słabe odbicie światła. Gwiazd było wiele, lecz przypominały raczej mąkę niż ciała niebieskie rozsiane po przestrzeni kosmicznej.
Młoda Dama spała w szalupie ratunkowej która wyglądała jakby zatopiono ją razem z Titaniciem, a następnie wyciągnięto po stu latach na powierzchnię, by po wykonaniu powierzchownych prac remontowych zacumować ją na planie Władcy Pierścieni. Całość byłoby trudno namalować nawet najwybitniejszemu artyście, gdyż nawet o odcieniach szarości nie mogło być mowy. Nawet biała łódź zdawała się być barwy wypłowiałej czerni. Kontrasty stały się niemożliwe do wychwycenia.
Łódź uderzyła o zniszczony drewniany pomost. Wstrząs wyrwał dziewczynę ze snu, która delikatnymi ruchami podniosła się z pokładu. Wszystko wykonywała po omacku, gdyż nawet jej przyzwyczajone do życia w ciemności oczy miały problem z dostosowaniem się do warunków. Wyczuła dłonią zniszczoną, ozdobną poręcz i stanęła na kładce która mogła się zawalić pod stertą liści. Spod stóp dziewczyny słyszalny był trzask spróchniałego drewna. Dźwięk ten wpisał się w pieśń samotnego wilka śpiewającego przy akompaniamencie kruków i sów. Wątpliwa sprawa czy księżyc w ogóle wziął pod uwagę popisy wokalne niespokojnego ducha – wciąż nie chciał odbijać dostatecznej ilości światła.
Dziewczyna znała drogę na pamięć. Znowu to przeklęte miejsce – powtarzała w myślach. Nie dowierzała że idea tego miejsca może się zakorzenić aż tak głęboko w podświadomości. Znała doskonale cel swojej wędrówki – miejsce nie mniej nieprzyjemne, będące epicentrum całej zarazy.
Po godzinie dotarła do starej autostrady. Spojrzała w niebo. Bez zmian. Nie dostrzegła nawet gwiazdy polarnej. Brak jakiegokolwiek punktu zaczepienia nie zniechęcał dziewczyny. Podążała na oślep projekcją opuszczonej szosy by w końcu dotrzeć do szlabanu który próbował odstraszyć intruzów szyldem informującym o radioaktywnym skażeniu. Podniosła konstrukcję bez większych problemów, by znaleźć się na terenie kolejnej projekcji: las zniknął zastąpiony przez stare niszczejące budowle - bloki mieszkalne, urzędy, jednorodzinne domy przeplatane skwerkami, parkami i placami zabaw.
Gdzieś w oddali straszyły szkielety atrakcji wesołego miasteczka o którym mało kto pamiętał. Wiatr poruszał pustymi od dawna gondolami przymocowanymi do koła Diabelskiego Młyna. Śruby powinny już dawno się rozsypać, jednak jakaś nieznana siła wciąż trzymała je w całości. W najdalszym punkcie widoczny był zarys starej elektrowni. To był właśnie jej cel wędrówki.
Wystarczyło tylko dziesięć kroków by znaleźć się w jej wnętrzu i spacerować po pustych korytarzach. Miała dość czasu by znaleźć to, czego szukała. Nagle powietrze się zmieniło. Stało się jednocześnie zimne i czyste. Niebo przeszyła seria niemych błyskawic. Zamiast grzmotów słychać było jedynie wiatr. Dziewczyna obróciła głowę. Kroczyła za nią postać ubrana w ciemny, bezkształtny strój. Jeden z Ludzi Cieni, pełno ich tu. Wysłannik „zleceniodawcy” czy jakaś obca siła mająca utrudnić wykonanie zadania?
Zignorowała niezidentyfikowanego osobnika idąc dalej w stronę opuszczonego biura. Tabliczka ledwo trzymała się na poluzowanej śrubie. Wystarczyło lekkie poruszenie drzwiami by informacja zapisania cyrylicą roztrzaskała się o brudny beton. Dziewczyna rozejrzała się po gabinecie. Dokładnie przeczesała wszystkie szuflady. Starania okazały się bezskutecznie. Zapamiętała jedną wskazówkę zapisaną na ścianie labiryntu: wymyślony szlak. Podniosła potrzaskaną ramkę ze zdjęciem rodzinnym. Poczuła delikatne obciążenie w prawej kieszeni czarnego płaszcza. Zanurzyła tam dłoń by wyciągnąć nóż o czarnej klindze i rękojeści ozdobionej kawałkiem sznurka. O taki tandetny drobiazg tyle zamieszania. Wartość tego noża nie przekraczała pewnie dziesięciu złotych, a jego wytrzymałość była mocno wątpliwa.
W drzwiach pojawiła się ciemna mgła. Cień zaczynał przybierać coraz wyraźniejszy kształt zakapturzonej postaci. Gdy w końcu się ukształtował, wyciągnął ku dziewczynie dłoń odzianą w skórzaną rękawiczkę i podniósł powoli głowę. Jego rysy twarzy były niewidoczne. Jedyne co mogła dostrzec to zarys opaski wysokości oczu. Wtedy z ciemności wyłonił się szereg trójkątnych zębów wykrzywiony w szyderczym uśmiechu, a nawet opaska nie mogła zasłonić dwóch czerwonych latarni uformowanych wokół kocich źrenic. Drugą rękę oparł na ramie łóżka z baldachimem. Dziewczyna ze strachu zamknęła oczy, modląc się by zmora odeszła tam, skąd przyszła.
Wtedy coś do niej dotarło: znajdowała się w starej elektrowni zamkniętej ponad dwadzieścia lat temu, więc jakim cudem na środku gabinetu mogło się znaleźć ogromne stalowe łóżko? Otwarła oczy i wypowiedziała po cichu te kilka słów które miały odpędzić zjawę. Stopniowo mówiła je coraz głośniej.
- Nie jesteś prawdziwy! - wykrzyczała na całe gardło.
Widmo uśmiechało się coraz szerzej. Burza zdawała się nie mieć końca, a niebo przybierało stawało się jeszcze mniej realne niż na początku wędrówki. Wydawać się mogło że za oknem rozciągał się jedynie bezkres wszechświata. Ciemność pokrywały mgławice, oglądane wcześniej jedynie na zdjęciach. Stwierdzenie „sen wariata”, przemknęło przez głowę dziewczyny jak torpeda.
Okrążyła biurko i zbliżyła się do zjawy, na odległość wyciągniętej ręki. Wciąż nie widziała twarzy, co było już wystarczającym powodem by dostać ataku furii. Zauważyła za to ozdobny świecznik postawiony na parapecie i nie mniej zdobiony żyrandol przyczepiony do sufitu z gotyckim kasetonem nad głową. Dekoracja płynnie przechodziła w gołą, obdartą z bezdusznej farby olejnej ściany. Przeklęty autotematyzm, cholerna autoironia i pieprzona kategoria powtórzenia - te słowa mogła zamienić w tym momencie w swoją mantrę.
- Tego już za wiele – odparła pod nosem, po czym zacisnęła oczy i wymierzyła wcześniej przygotowaną pięść prosto między oczy widma.
Nie pamięta czy czuła materialny opór, lecz zaczęła się zastanawiać czy nie lepszym pomysłem okazało by się użycie noża. Przekroczyła pewnym krokiem próg. Wiatr nagle ucichł, a raczej okazał się szumem rzeki, podkreślanym przez rytmiczne uderzenia drewnianej łódki o pomost. No to jestem w punkcie wyjścia, stwierdziła bezgłośnie.
Gdy otwarła oczy ujrzała ciemny las który jak jej się wydawało opuściła w poszukiwaniu czegoś ważnego. Jedyne czego nie pamiętała to droga powrotna. Sytuacja przypominała film. Nagłe i niespodziewane wrzucenie w akcję, bez żadnego wstępu. Być może wycięta scena pojawi się gdzieś na końcu, jako zabieg montażowy mający wyjaśnić niedomówienia.
Usiadła na skraju pomostu i zaczęła bawić się odzyskanym narzędziem – kluczem do dawnego życia. Wystarczająco długo słuchała że powrót nie jest możliwy i musi sobie poradzić z problemami, a żeby to zrobić potrzebny jest przewodnik. Ona go nie chciała. Miała mapy i znała miejsce w którym utknęła. Wiedziała, że nie może całe życie krążyć wokół jednego punktu i musi w końcu się oderwać od tego punktu zaczepienia by znaleźć coś nowego.
Tyle było prób poszukiwań. Tym razem przeszła na drugą stronę i wróciła. O ile nie jest to kolejna próba właśnie tam, za płytą lustra. Musiała uważać. Miała tego świadomość, jednakże perspektywa ucieczki zdawała się być coraz bardziej prawdopodobna. Oddalała się wizja szyderstwa podświadomości.
Poderwała się na równe nogi gdy tylko usłyszała kroki mężczyzny idącego niepewnym krokiem. Miał na sobie ten sam płaszcz co zmora, jednak jego rysy twarzy były całkowicie widoczne. Znała go doskonale – przyjaciel z dawnych lat, od którego zaczęła dzielić ją ogromna przepaść. Próba jej przeskoczenia zakończyła się tu, w otchłani.
- Ile razy mam ci to powtarzać? - zaczął swój monolog. - Z tego miejsca nie ma ucieczki. Poza tym chciałaś się tu znaleźć więc nie masz na co narzekać. O przepraszam: przecież nikt nie trzyma cię za rękę więc możesz wyjść z Otchłani. A może po prostu ci się tu podoba?
- Po prostu pozwól mi odejść. Już od dawna nie jestem tą osobą którą może i znałeś.
Odwróciła się idąc w stronę krawędzi pomostu. Jeśli skoczy, po prostu zakończy tę całą szopkę. Ostatni akt został przerwany przez panterę która pojawiła się nad głową dziewczyny. Powaliła kobietę na drewniane deski warcząc wrogo nad jej uchem. Łapę położyła na plecach, uniemożliwiając ucieczkę...

Wokół panowała ciemność nie mniejsza niż w lesie. Wtedy zorientowała się że ma zaciśnięte powieki i leży we własnym łóżku. Strach był jak najbardziej realny, co nie było nowością. Kłopoty ze złapaniem oddechu też przeszły do rutyny, tak jak przekleństwa kierowane w stronę snów, zwłaszcza tych bardzo realnych koszmarów, które przez długie godziny uniemożliwiały odróżnienie tego co jest rzeczywistością a co urojeniem. Wydawać by się mogło, że po tylu przejściach to nic trudnego. Prawda była zupełnie inna.

2 komentarze:

nobrain pisze...

Tyyy,klimatyczne! Będzie ciąg dalszy?:D

Alex pisze...

jesteś drugą osobą która się o to pyta :D może z połączenia fantasy, gotyku w wersji tandeta i Czarnobyla coś wyjdzie